Lubię gotować, a do tego jestem perfekcjonistą. Dopracowuję dania do momentu, aż będę w 100% zadowolony z efektu. Czasami jest to nawet kilka prób.

[rozmowa z Łukaszem Szłapą]

Z Łukaszem przypadkiem wpadliśmy na swoje instagramowe profile, zamieniliśmy kilka zdań i to wystarczyło, żeby zaprosić go do wspólnego gotowania. Czasami potrzeba tylko odrobiny intuicji i szczęścia, żeby stworzyć wspólnie coś fajnego i tak było i tym razem!

Łukasza odwiedzam w jego mieszkaniu na Czyżynach. Mieszkanie urządzone jest bardzo minimalistycznie, dominują w nim biel i czerń, jest niewiele bibelotów – głównie to, co potrzebne. Od razu zwracam uwagę na piękny rower szosowy i biblioteczkę z książkami kucharskimi, w tym również z kuchnią dla kolarzy. Łukasz zawodowo projektuje silniki, a wolny czas spędza na wycieczkach rowerowych i w swojej pięknej kuchni, piekąc chleby i dopracowując przepisy. Kuchnia jest duża, jasna i otwarta na salon, z osobnym stoiskiem do parzenia kawy i właśnie od pysznej kawy zaczynamy nasze spotkanie.

Nasyceni: Jak się czujesz w swojej kuchni?
Łukasz: Dobrze! Czasami mam tak, że z niej cały dzień nie wychodzę. Lubię gotować, a do tego jestem perfekcjonistą. Dopracowuję dania do momentu, aż będę w 100% zadowolony z efektu. Czasami jest to nawet kilka prób.

N: Nad czym ostatnio tyle pracowałeś?
Ł: Piekłem pączki dla rodziny i znajomych. Upiekłem ich 40, z czego 25 było udanych, a 15 wylądowało “w koszu”. Co ciekawe jadłem pączki po raz pierwszy od 5 lat. Od początku kwarantanny piekę też swoje chleby. A to jest długi proces prób i udoskonaleń, zanim się dojdzie do satysfakcjonującego efektu. Myślę, że mam to już za sobą.
N: Jedno z Twoich najlepszych wspomnień kulinarnych?
Ł: Szarlotka z pieca kaflowego w domu dziadków w Kasince Małej. Miała charakterystyczny i wyjątkowy smak, nie do uzyskania w Krakowie w zwykłym piekarniku.
N:  Jaka jest Twoja kuchnia domowa?
Ł: Staram się kupować składniki zgodnie z ideą “mniej, a lepiej”, czyli od rzemieślników, małych producentów, lokalnych rolników. Ma to kontekst zarówno ekologiczny, jak i trochę lokalno-patriotyczny. Produkt wysokiej jakości, produkowany w sposób zrównoważony.

To w dużej mierze sprowadza się do kuchni wegetariańskiej, ze sporadycznym odstępstwem w postaci jakościowych mięs.
N: Co ostatnio najczęściej gotujesz?
Ł: Cucina povera, czyli domową, włoską kuchnię, z lokalnych i prostych składników. Z ręcznie robionym makaronem, z ziołami z przydomowego ogrodu i warzywami z pobliskiego targu. Mam też zajawki na inne kuchnie, a ostatnio często azjatycką.

Próbowałem odtworzyć najlepsze bakłażany na świecie, które jadłem w Tajwanie. Są to bakłażany z woka, smażone z czosnkiem i imbirem, z dodatkiem pasty z fermentowanego bobu i chilli. Niestety mi się nie udało. Może to kwestia miejsca, w podróży wszystko smakuje lepiej. 

N: Co dzisiaj przygotujesz?
Ł: Zrobię gnocchi z pieczonych ziemniaków. Będą dwie wersje: jedna podana z domowym pesto bazyliowym, a resztę usmażę na maśle szałwiowym i podam z serem stravecchio. 
N: Twój ulubiony przedmiot w kuchni?
Ł: Mam kilka rzeczy które lubię, ale nie kryje się za nimi długa historia. Nie ruszam się z domu bez swojego noża. Bardzo lubię fartuch w biało czarne pasy, który dostałem w prezencie. Został kupiony w Barcelonie. I jeszcze drewniana deseczka do gnocchi, uważam że ma terapeutyczne działanie.
N: Ulubiony zapach w kuchni?
Ł: Zapach palonego masła. Uwielbiam go za jego słodkie nuty. Drożdżówki mają ten sam zapach!

Bardzo lubię fartuch w biało czarne pasy, który dostałem w prezencie. Został kupiony w Barcelonie.